Winna latorośl na kościelnym wzgórzu

TREPCZA. Wjeżdżający do Trepczy od strony Srogowa już z daleka mogą dostrzec górującą nad domami wieżę starego kościoła. Przy dobrej pogodzie jest widoczna nawet z drogi na wzniesieniu między Grabownicą i Pakoszówką. Jego początki – kamienne prezbiterium – mogą sięgać nawet II połowy XVI wieku. Z tego okresu pochodzi pierwsza wzmianka o księdzu z Trepczy-1552 Nie mógł to być proboszcz, bo jedyną rzymskokatolicką parafią na tym terenie była wtedy sanocka Fara. Zapiski dotyczące Trepczy wspominają o kaplicy Świętej Trójcy, którą mógł się opiekować odpowiednik obecnego rektora lub kapelana szpitala. Być może był to kapłan mający nadzór nad niewielką, prywatną kaplicą Świętej Trójcy. Mogła to być kaplica dworska uposażona przez ówczesnego właściciela wsi. W okresie reformacji zamieniona na zbór protestancki przez jakiś czas gromadziła socyjan czyli Braci Polskich, stąd w późniejszych zapiskach określana jest jako kaplica posocyjańska. Gdy z czasem przeszła moda na nowości religijne właściciel Trepczy wraz ze swoim ludem powrócił na łono łacinników. Być może już wtedy istniała parafia prawosławna z odrębnym duszpasterzem, skupiona wokół drewnianej cerkwi na działce użytkowanej obecnie pod stację pomiarów przeprowadzonych przez IMiGW z Krakowa. Zapiski wizytacyjne biskupów przemyskich z XVII i XVIII wieku opisują nie tylko wyposażenie wnętrza z łaskami słynącym obrazem Świętej Trójcy, ale również zawierają opis wzgórza z sąsiadującymi z sobą i górującymi nad całą okolicą kościołem i cerkwią. W 1804 roku pożar strawił cerkiew i zabudowania gospodarskie parafii, wtedy już greckokatolickiej. Potem wszystko potoczyło się zgodnie z wolą cesarza Franciszka II, który kaplicę łacińską przekazał grekokatolikom z pozwoleniem na rozbudowę w kierunku zachodnim. Po blisko 140 latach powróciła znów do pierwotnych właścicieli. Kryje w swoich kamiennych murach bogatą historie ekumeniczną. Modlili się w niej chrześcijanie różnych tradycji i obrządków. Po wybudowaniu i poświęceniu nowego kościoła w roku 2000 ten opuszczony przedstawiał smutny widok. Przez jakiś czas tylko ptaki przez wybite okna gromadziły się tu na swoją liturgię. Gdy pojawiła się szansa jego uporządkowania  i przystosowania do kultu wielu przyjęło to z ulgą, jako powrót do źródeł wiary. Widok starej kamiennej chrzcielnicy stojącej w przedsionku budził uczucia wdzięczności Bogu wszystkich, którzy przy niej zrodzili się do nowego życia. Powrót choćby symboliczny w jej mury kilka razy w roku ma uczyć nowe pokolenia szacunku dla historii naszej małej ojczyzny…

Nic, nawet szybko upływający czas nie zmieni usytuowania starego kościoła jako dominanty całego krajobrazu. Strome podejście ze strony zachodniej  po licznych stopniach w jakimś sensie obrazuje słowa Jezusa, że do Królestwa Niebieskiego prowadzi „droga wąska i kręta”. Dla ludzi młodych i sprawnych fizycznie zarówno kiedyś, jak i obecnie to drobnostka, rodzaj ścieżki zdrowia. Dla ludzi starszych, dla tylu pokoleń, które przynajmniej raz w tygodniu musiały pokonać tę drogę jej przejście wiązało się z niemałym wysiłkiem. Pokonując ostatnie stopnie tej „trepczańskiej Kalwaryi” niektórzy z nich długo łapali oddech zanim weszli do środka świątyni. Na tę choćby krótka chwilę wystarczyło się obejrzeć i zza kamiennego muru upajać się wspaniałym widokiem na rozległą okolicę. Od porośniętej lasem góry oddzielającej Dąbrówkę, przez równinę w kierunku Jurowiec, malownicze pola Srogowa Dolnego, aż po Pogórze Dynowskie z Kopaczem i historyczną Fajką. Strome zbocze po zachodniej stronie kościoła zapewnia daleką perspektywę, której żaden obiekt nie jest w stanie jej zakłócić. W okresie powojennym , gdy każda wioska wystawiała wartę nocną przy murze „doklejono” drewnianą strażnicę jako miejsce zbiórek i ważny punkt obserwacyjny. To już zamierzchła historia, którą pamiętają tylko najstarsi mieszkańcy Trepczy. Na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat działka na zboczu nie przedstawiała wielkiej wartości  i często przechodziła z rąk do rąk. Wielu mówiło: Domu tu nie wybuduje, maszyną nie wjedzie, trawę ciężko kosić,   a nogę łatwo zwichnąć. Zimą chłopcy organizowali tu skocznię narciarską. K15, bo tyle potrafili skakać ci najlepsi, jeszcze przed epoką Małysza i Stocha. Poza nimi i pasącymi się tu latem kozami nikt nie miał pomysłu jak zagospodarować to piękne wzgórze. Młodzież gromadząca się kiedyś na kościelnym tarasie widokowym często rzucała w dół wyciągane z muru kamienie lub zaśmiecała to miejsce butelkami lub puszkami po napojach. Od pewnego czasu miejsce to przechodzi wielką metamorfozę. Po wybudowaniu drogi dojazdowej wzdłuż kamiennego muru kościoła  przy pomocy koparki powstały tarasy, które umożliwiły odpowiednią zabudowę i nasadzenie  roślin. Z dobrze poinformowanego źródła wiadomo, że właściciel większość prac wykonuje całkowicie własnoręcznie. Trudząc się fizycznie odpoczywa po pracy zawodowej, która zmusza go do wysiłku umysłowego. Zapewne cieszy go każdy nowy element przyszłej winnicy, poczynając do nasadzeń na zboczu, po budowane zaplecze i inną konieczną infrastrukturę. Trzeba przyznać, że czyni to bez zbytniego pośpiechu z wielkim znawstwem tematu. Wielu trepczan życzliwie sekunduje właścicielowi  i niecierpliwie czeka na zakończenie kolejnych  etapów prac. Chociaż do ich końca jest jeszcze daleko, to jednak widok przykościelnego wzgórza zamieniającego się w winnicę budzi nie tylko zainteresowanie miejscowych, ale i szczery podziw. Przede wszystkim pięknie wpisuje się w krajobraz i sąsiedztwo świątyni otoczonej kamiennym murem. Ma bogate konotacje biblijne, zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie. Winnica Izraela to ulubiony temat ksiąg prorockich. W wielu przypowieściach sam Jezus również  posługiwał się jej obrazem. Nie wiemy do końca co zainspirowało właściciela działki na zboczu trepczańskiego wzgórza do podjęcia takiej decyzji. Może wkrótce po zakończeniu prac podzieli się swoimi inspiracjami. Jedno jest pewne. Trzeba pogratulować pasji, wrażliwości i pomysłu wpisania w nasz krajobraz klimatów południa Europy. Pięknie zagospodarowany teren budzi zainteresowanie i podziw oraz zachęca, by samemu podjąć podobne wyzwania. Jak  miło będzie kiedyś gospodarzowi winnicy  usiąść w gronie przyjaciół na kamiennym murku ogrzanym letnimi promieniami zachodzącego słońca  i patrząc w dal rozkoszować się nie tylko widokiem, ale również wyśmienitym smakiem napoju bogów pochodzącego z własnej winnicy. A może któraś z butelek przekazana do zakrystii kamiennego kościoła dostąpi największego zaszczytu, gdy nad kielichem z winem kapłan wypowie słowa świętej konsekracji. Marzenia są po to, aby je spełniać. Zespół „Golec Uorkiestra” wyraził to kiedyś prostymi słowami : „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco…”.  (pr)

Na zdjęciach:   Trepczański kościół z kamienia z jego bogatą przeszłością ekumeniczną sięgającą prawdopodobnie II połowy XVI wieku: kaplica dworska – zbór protestancki – kaplica łacińska z łaskami słynącym obrazem Trójcy Świętej – cerkiew greckokatolicka Zaśnięcia Matki Bożej – i po ostatniej wojnie kościół rzymskokatolicki Wniebowzięcia NMP  i jakże wymowne „SCHODY DO NIEBA” Po lewej ich stronie powstaje urocza winnica.