TREPCZA. Rankiem w Wielką Środy ta podsanocka miejscowość na głos dzwonów z wieży kościoła pogrążyła się w bólu i żałobie. Jeszcze w Niedzielę Palmową Jerzy Bartkowski zapowiadał swój powrót do obowiązków kościelnego, które ofiarnie wypełniał od ponad 30 lat. Choroba osłabiła go mocno, ale była nadzieja, bo wcześniej szczęśliwie wychodził z licznych opresji. Gdy wschodziło wiosenne słońce nad Białą Górą Jego serce zatrzymało swój bieg. Bociany, których powrotu każdego roku wypatrywał z utęsknieniem krążyły nad gniazdem opuszczonym w sierpniu ubiegłego roku. Dusza gościnnego i życzliwego dla nich właściciela posesji unosiła się ku wiecznej ojczyźnie.
WOJENNE DZIECIŃSTWO
Jego ziemska wędrówka rozpoczęła się blisko 84 lata temu 14 czerwca 1937 roku w Ustianowej w rodzinie Piotra i Anny Bartkowskich. Ojciec uczestnik wojny z bolszewikami z roku 1920 prowadził niewielkie gospodarstwo, które zapewniało skromne utrzymanie. W tamtym czasie mieszkali tu zgodnie Polacy, Ukraińcy zwani Rusinami i Żydzi. Wybuch wojny wszystko odmienił. Tereny te na mocy tajnych porozumień znalazły się do czerwca 1941 roku pod sowiecką okupacją. Potem włączone były do hitlerowskiej Generalnej Guberni. Latem 1944 roku zaświeciło słoneczko nadziei. Pojawiła się Armia Czerwona i jej front wyzwoleńczy ze wschodu. Po zakończeniu wojny nadzieje na wolną Polskę okazały się płonne; decyzja Stalina o zmianie granic i włączeniu tej części Bieszczad do ZSRR zmusiły Polaków do przesiedleń. Jako mały chłopiec zapamiętał powojenną tułaczkę z rodzicami, z krową – żywicielką, którą pomógł przerzucić przez granicę wyjątkowo uczciwy enkawudzista. Zanim przydzielono Rodzinie Bartkowskich opuszczony przez Ukraińców dom w Trepczy – stał dotąd, niedawno został rozebrany – tułali się się po Sanoku, Besku i Czerteżu. Ciężkie i niebezpieczne były to czasy, doskwierał głód, wszystkiego brakowało. Nowa władza zwalczała żołnierzy wyklętych. W domu Bartkowskich kilka razy pojawił się z prośbą o pomoc ścigany major Antoni Żubryd. Miał zaufanie do ojca Franciszka – uczestnika wojny z Moskalami. Z czasem wszystko powoli wracało do normy. Ojciec jako masarz pracował w Zakładach Mięsnych, na świat przyszedł znacznie młodszy brat Janek. Rodzice zapisali Jurka do szkoły i na ministranta w sanockiej Farze; Znanym katechetą był wtedy ks. Piotr Szkolnicki. Po latach Jerzy nie raz wspominał, że dorastając często z nim rozmawiał na różne tematy; imponowała jego wiedza i mądrość. W głębi serca odczuwał głos powołania, ale wydawał się słaby, by podjąć tak odważną decyzję.
PRACA – SPORT – RODZINA
Od wczesnej młodości Jurek był ciekawy świata, otwarty przyjaźnie nastawiony do wszystkich, jednocześnie wykazywał cechy przywódcze. Jako 18-latek brał udział w Światowym Spotkaniu Młodych w 1955 roku w dźwigającej się z gruzów stolicy. Przez pracę w Autosanie nawiązywał kontakt z wielu ludźmi: po jakimś czasie znał go cały ówczesny Sanok. Z każdym przywitał się, porozmawiał, doradził, pomógł. Ponadto kochał sport, który odradzał się na bazie sanockich zakładów pracy: sam wybrał sekcję bokserską, walczył na ringu. Przez wiele lat reprezentował klub sanockiej Stali; poznał wielu wybitnych sportowców. Kochał piłkę nożną i hokej. Na słynny mecz ze Związkiem Radzieckim na stadionie śląskim w 1957 roku udał się wycieczką z zakładu prac. Wrócił pociągiem w następnym dniu, bo musiał podać ręką i pogratulować każdemu z zawodników. Wtedy idolem młodzieży był Gerard Cieślik. Sportem żył do końca swych dni. Cieszył się ostatnimi sukcesami skoczków narciarskich, lekkoatletów i tenisistów.
Wróćmy jeszcze do jego biografii. Ożenił się mając lat 20 z Marią Brzeżawską i w związku tym przeżyli blisko 60 lat. 64 lata temu wzięli ślub w sanockiej Farze w sobotę po Wielkanocy. Na ich hucznym weselu bawiła cała Trepcza, końskimi zaprzęgami jechali paradnie do ślubu pozdrawiani przez przechodzących. Pan Bóg dał im urodzaj na córki. Przychodziły na świat co trzy lata; Jola, Henia i Alinka. Ojciec każdą kochał i każdą się chlubił. Gdy trzeba było ratować zdrowie Alinki sprzedawał najlepsze działki i docierał do najlepszych lekarzy. Nie był przywiązany do pieniędzy, ale nigdy Mu ich nie brakowało. Mówił, że jak Pan Bóg błogosławi, niczego nie braknie. Trzeba było kogoś poratować chętnie sięgał do kieszeni, trzeba było jechał odegrać – bo był dobry w brydża – starał się każdemu pomóc, a nie szkodzić. Jako jeden z pierwszych w Trepczy miał motor – Junaka, telewizor i pełny codziennie dom chętnych na oglądanie. Nawiózł żużla, z pomocą sąsiadów narobił pustaków i wzniósł okazałą piętrówkę. Pan Mu błogosławił bo zawsze liczył się z Bogiem. Mawiał często „Z Bogiem w karty nie wygrasz”. Każdą niedzielę w kościele był na Mszy. Nawet w czasach największej komuny, gdy jako młody pracownik tworzył z innymi socjalistyczne oddziały pracy – czego nigdy nie ukrywał, nie mógł pojąć jak można się wyrzec Boga, czy walczyć z Panem Bogiem. Podczas jednej z wizyt biskupich w Trepczy w latach 70-tych wygłosił płomienne przemówienie za co dostał naganę i po premii, bo ktoś uprzejmie doniósł. Takie to były czasy…
W SŁUŻBIE PARAFII
Powstanie parafii w Trepczy w lipcu 1973 roku większość mieszkańców przyjęła z radością. Powojenny sołtys Stanisław Bartkowski oddał do dyspozycji pokój i nie pozwolił, by proboszcz chodził głodny. W sprawach krawieckich chętnie pomagała żona Jerzego – Maria, często też częstowała swoimi potrawami czy wypiekami. W tym domu za mostem z bocianim gniazdem w ogródku każdy z proboszczów mógł liczyć na pomoc. Gdy pojawił się zięć Stanisław również w mechanice samochodowej i nie tylko. Śp. Jerzy przeszedł na wcześniejszą emeryturę i wtedy mógł jeszcze więcej zaangażować się w kościele i parafii. Niedzielna i świąteczna kolekta, organizowanie różnych prac przy kościele. Wymownym dopełnieniem stała się budowa nowego kościoła, w którym spędził ponad 20 lat.
Gdy 16 lat temu była zmiana proboszcza śp. Jerzy zbliżał się do 70-ki i trochę wahał się, czy podjąć współpracę z kolejnym trzecim proboszczem. Podczas pogrzebu usłyszał słowa wypowiedziane przez obecnego proboszcza: „Dziś dziękuję Panu Bogu, za Jego TAK. Może być dla nas wszystkich wzorem przeżywania wieku starszego. Jak biblijny Heli albo Symeon ostatnie lata przeżył w codziennej bliskości Boga. Dał sobie kolejną szansę na współpracę z Panem Bogiem. To były pracowite i piękne lata. Pan Jurek był zawsze w bliskości Proboszcza. Czy to przy ołtarzu w kościele, co może najłatwiejsze, ale również na cmentarzu parafialnym, na licznych pielgrzymkach po Polsce i za granicę, w trudnym powrocie do starego kościoła, w nabożeństwach w parku, nad rzeką, na Mszach uzdrowienia, w szopce pod gwiazdami. Mimo wieku, zmęczenia nigdy nie narzekał. Pakował potrzebne wyposażenie liturgiczne i mówił: Jestem gotowy. To był prawdziwy współpracownik, który nie szukał tylko swojej wygody, ale służył i wspierał. Nie rzucał słów na wiatr. Za taką postawę Panie Jurku niech Bóg Ci zapłaci Niebem. I jeszcze jedno. Sprawa może się Wam wydawać banalna. Zbiórka do koszyka. Coniedzielna czy świąteczna kolekta… Każdy Mu coś rzucił, a jeśli nie rzucił to potem żałował; do każdego podszedł, nawet do młodzieży, gdy stała kiedyś w oddali, aż przy „Papieskiej Barce” Nie miał już siły, ale szedł pokornie, uśmiechnął się, przywitał, może czasem uszczypnął czy pogłaskał. Nawiązywał ciepły kontakt i cierpliwie zbierał. Gdyby tak wszystko zsumować to na przestrzeni tylu lat zebrał na potrzeby parafii ciężkie pieniądze – bilon ważący całe tony.
Drogi nasz Panie Kościelny żegnamy Cię również jako miejscowego Kustosza Pamięci Narodowej i Kustosza Przyrody, której znakiem stało się bocianie gniazdo na Twojej posesji. Medal i Szabla od Prezydenta RP dla parafii otrzymane w 100-lecie Odzyskania Niepodległości głównie Tobie przypadły w udziale i były Ci dedykowane. Jeszcze w uszach naszych brzmi Twoje wezwanie Flagę rozwiń z uroczystości patriotycznej w 100-lecie Bitwy Warszawskiej we wrześniu ubiegłego roku. Dziedzictwo, które nam pozostawiłeś miłość Boga oraz szacunek dla każdego człowieka i otaczającej nas przyrody nadal będziemy strzec i rozwijać. Za miłość do ziemskiej Ojczyzny niech miłosierny Pan stanie się Twoją Nagrodą w Ojczyźnie wiecznej.
Dobry Jezu, a nasz Panie. daj Mu wieczne spoczywanie.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen