TREPCZA. W ciągu swojego 80-letniego życia, a zwłaszcza ponad 30-letniej posługi biskupiej kard. Stefan Wyszyński Prymas Polski w latach 1948-1981 na Podkarpaciu bywał rzadko, głównie w stolicy biskupiej w Przemyślu podczas ważnych uroczystości religijnych, jak 1000-lecie Chrztu Polski (1966) czy 600-lecie Diecezji Przemyskiej (1976). W kontekście przyjęcia relikwii Bł. Kard. Stefana Wyszyńskiego przez jedną z podsanockich parafii warto wspomnieć pewne wydarzenie. Prawdopodobnie nie zostało odnotowane w parafialnych czy rodzinnych zapiskach, ale zapadło głęboko w pamięci młodego człowieka.
Podczas ostatniego roku uwięzienia Prymasa (1953-56) na miejsce odosobnienia wyznaczono klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy. Gdy na szczytach władzy politycznej padła decyzja o Jego powrocie do Warszawy w odległe Bieszczady wysłano rządową limuzynę – radziecką „pobiedę” z odpowiednią delegacją. Do Komańczy docierały informacje o politycznej odwilży, której jednym z wyraźnych znaków miało być uwolnienie Prymasa. Telefony ze stolicy dawały nadzieję na bliskie już odzyskanie wolności. Prymas do skromnej walizki spakował swoje rzeczy osobiste i był gotowy wyruszyć w drogę. Po wyjeździe z Komańczy jeden z przystanków na uzupełnienie paliwa wyznaczono w Sanoku. Wtedy sieć stacji paliw była rzadka, a samochody wyjątkowo paliwożerne. Starsi mieszkańcy naszego miasta zapewne pamiętają, że jedna z nich w tym czasie znajdowała się w centrum miasta w bliskości kościoła farnego. Fakt przyjazdu rządowej limuzyny zanotował w swojej pamięci liczący wtedy lat 19 Jerzy Bartkowski. Interesował się motoryzacją , marzył o własnym junaku, samochód w tamtym czasie mogli posiadać nieliczni. Ten na warszawskich numerach wzbudził Jego zainteresowanie. Wśród elegancko ubranych świeckich zwracała uwagę postać wychudzonego księdza w czarnej sutannie, który wyszedł z samochodu „rozprostować kości’ zmęczone podróżą. Widok księdza spowodował, że przerwał wykonywaną pracę i głośno zawołał: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Tak od dzieciństwa pozdrawiał każdego Kapłana. Według Jerzego Bartkowskiego delegacja warszawska skorzystała z krótkiej gościny proboszcza sanockiej Fary Ks. Antoniego Podgórskiego, a potem udała się w dalszą drogę. Gdy już odjechali proboszcz miał powiedzieć do młodego Jurka Bartkowskiego: Synu, kapłan, którego pozdrowiłeś to nie zwyczajny księżulek, lecz Prymas Polski Stefan Wyszyński. Po 3 latach więzienia i tułaczce wraca do Warszawy…
Minęło już pół roku od śmierci Jerzego Bartkowskiego. Jako wieloletni kościelny podczas parafialnych pielgrzymek miał szczęście ucałować biskupi pierścień wielu wybitnych Pasterzy; Ignacego Tokarczuka, Stanisława Dziwisza, Prymasa Józefa Glempa, Jana Niemca z Łagiewnik i wielu innych. Jednak tamto wydarzenie z końca października 1956 roku zapadło głęboko w Jego pamięć i do końca swoich dni zawsze chętnie do niego wracał. Dziś, gdy relikwie Prymasa zostaną uroczyście wprowadzone do kościoła, w którym ofiarnie posługiwał tajemnica Świętych Obcowania stanie się jeszcze bliższa nie tylko nam – pielgrzymującym, ale i Tym, którzy przechodzą stan oczyszczenia w drodze do wieczności, jak i Tym, którzy jak Bł. Prymas Tysiąclecia czy Bł. ks. Jerzy Popiełuszko doznają pełni chwały nieba. (pr)